środa, 21 października 2015

Rozdział XXIX

Rok 1
Rozdział 29
Wyjaśnienia

- Jak ci się wydaje, kiedy z tego wyjdą?
- Nie wiem, ale pewnie za niedługo.
- Młoda leży jak zabita już od dwóch dni… Zresztą tak samo jak Harry.
- Pewnie zaraz Pomfrey nas stąd wywali, ale… mam nadzieję, że księżniczka się ucieszy z prezentu.
To na pewno bliźniacy, bo kto inny jak nie Fred, nazwałby mnie księżniczką?
- A co z nim? – usłyszałam głos po lewej stronie…
- Wszystko będzie w porządku…
Otworzyłam oczy i spojrzałam na dwójkę identycznych rudzielców, którzy i tak się czymś różnili. Zauważyłam, że za nimi leży stos słodyczy i różnych dziwnych zabawek.
- Obudziła się! – zaczął krzyczeć jeden z nich.
Z sąsiedniego łóżka od razu przybiegły dwie postacie. Byli to Ron i Hermiona.
- Laura, nic ci nie jest? – zapytała Hermiona.
- Co się stało?
- Nie pamiętasz?
- Nie…

Rozdział XXVIII

Rok 1
Rozdział 28
Trochę rozumu trzeba mi

Tego nie można było nazwać pomieszczeniem. Była to wielka przezroczysta kula. Przez ściany, a właściwie ścianę, można było zobaczyć to, że pod nami jest jakiś korytarz, a nad nami woda. W środku kuli unosiła się srebrno-fioletowa obręcz, która się nie ruszała.
- O co chodzi? – spytał Harry.
- Nie wiem… wiem jednak, że niczego się nie dowiemy, jeśli tam nie wejdziemy.
Miałam już wskoczyć do kuli, ale Hermiona złapała mnie za rękę.
- Laura, nie! A co jeśli coś ci się stanie?
- Wtedy ty będziesz myśleć nad tym zadaniem, nie ja.
Wskoczyłam do środka. Oczywiście musiałam się przewrócić, jak to ja. Kiedy już wstałam, spojrzałam na obręcz. Zaczęła się ona powoli obracać. Razem z nią obracała się delikatnie kula.
- Laura, może lepiej z tego wyjdziesz? – szepnęła przerażona Hermiona.
- Spokojnie, jak na razie jest bezpiecznie. Poza tym ze środka wszystko lepiej widzę co jest na zewnątrz…

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział XXVII

Rok 1 (chyba, że nas wyleją)
Rozdział 27
Zadania

Spadałam i spadałam, i spadałam, i nagle uderzyłam w coś wilgotnego i miękkiego. Harry i Ron szamotali się, bo jakaś roślina ich uwięziła, a Hermiona stała z boku unikając dotyku rośliny. Szybko podała mi rękę, zanim jedno z pnączy zdołało opleść się dookoła mojej nogi.
Stanęłam jak najbliżej ściany, aby roślina mnie nie zdołała dopaść. Co to jest za roślina?
- Nie ruszajcie się! – krzyknęła Hermiona. – Wiem co to jest… to diabelskie sidła!
- Och, jak to dobrze, że wiemy, jak to się nazywa, to naprawdę wielka ulga! – warknął Ron, odchylając głowę, bo pnącza dosięgały mu już szyi.
- Cicho bądź, próbuję sobie przypomnieć przeciwzaklęcie!
- No to się pospiesz, nie mogę oddychać! – wysapał Harry. Widok ten był okropny.
Wyjęłam różdżkę z mojej kieszeni i zaczęłam rzucać różne zaklęcia, ale żadne nie zadziałało
- Diabelskie sidła, diabelskie sidła… Co mówiła profesor Sprout?... Że to lubi ciemność i wilgoć…
- Więc zapal coś! – wykrztusił Harry.
- Tak… no jasne… ale tu nie ma drewna! – krzyknęła Hermiona.
- CZY TY ZWARIOWAŁAŚ? – zawył Ron. – JESTEŚ CZARODZIEJKĄ CZY NIE?
- Och tak! – powiedziała Hermiona.
Światło… Zaklęcie na światło. Szepnęłam: Lumos.
Koniec mojej różdżki zaświecił się. Przyłożyłam różdżkę jak najbliżej diabelskich sideł. Hermiona w tym samym czasie wyczarowała niebieskie płomyki, które również sporo dały. Widziałam, że ucisk rośliny, na chłopakach malał.
- Całe szczęście, że przykładałaś się do zielarstwa, Hermiono – powiedział Harry, kiedy już się uwolnili i stanęli koło nas.

wtorek, 29 września 2015

Rozdział XXVI

Rok 1
Rozdział 26
Puszek

- Cześć – powitał nas Hagrid z uśmiechem. Siedział w fotelu przed chatką. – No jak, już po egzaminach? Macie czas, żeby się  czegoś napić?
- Tak, pro… - odpowiedział Ron, ale Harry my przerwał.
- Nie, bardzo się spieszymy, Hagridzie. Muszę cię o coś spytać. Pamiętasz tę noc, kiedy wygrałeś Norberta? Jak wyglądał ten nieznajomy, z którym grałeś w karty?
- A bo ja wiem – odrzekł Hagrid obojętnym tonem. – Był w płaszczu z kapturem.
Wszyscy czworo zdziwiliśmy się. Jak Hagrid mógł być tak lekkomyślny…
- Co się tak dziwicie? W Świńskim Łbie zawsze jest sporo różnych dziwaków.. To ten pub w wiosce. Może był nielegalnym sprzedawcą smoków, ja wiem? Nie widziałem jego twarzy, przez cały czas miał ten kaptur.
Harry osunął się na kolana. Ja natomiast wzięłam dłoń i zakryłam nią oczy, to pewnie był Snape…
- O czym z nim rozmawiałeś, Hagridzie? – zapytał Harry. – Wspominałeś w ogóle o Hogwarcie?
- Może i wspomniałem – powiedział Hagrid. – Taaa… zapytał mnie, co ja robię, a ja mu powiedziałem, że jestem gajowym… Pytał, jakie tu są zwierzęta… więc mu powiedziałem… no i… tego… że najbardziej to chciałbym mieć smoka… a wtedy… czy ja wiem, nie bardzo pamiętam, bo… tego… no, on wciąż mi stawiał… Zaraz… taa, powiedział, że ma jajo smoka i moglibyśmy o nie zagrać w karty… Ale chciał wiedzieć, czy umiałbym się nim zaopiekować, no wiecie, czy dam sobie radę… więc mu powiedziałem, że jak dałem sobie radę z Puszkiem, to i ze smokiem sobie poradzę…
- A on… on się zainteresował Puszkiem? – zapytał Harry, starając się zachować spokój.
- No… taaa… pytał się, czy dużo takich trójgłowych piesków biega sobie wokół Hogwartu, więc mu powiedziałem, że Puszek to pestka, jeśli tylko wie się, jak go uspokoić… no… trzeba tylko mu na czymś zagrać, a robi się łagodny jak baranek i zasypia…
Nagle zrobił przerażoną minę, za dużo powiedział.
- Cholibka! Nie powinienem tego mówić! Zapomnijcie o tym! Hej… dokąd lecicie?
Razem z przyjaciółmi zmierzaliśmy już w stronę zamku. Nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem, dopóki nie stanęliśmy w drzwiach do sali wejściowej.
- Musimy iść do Dumbledore’a – oznajmił nas Harry. – Hagrid powiedział temu nieznajomemu, jak przejść koło Puszka, a pod tym kapturem ukrywał się albo Snape, albo sam Voldemort… Łatwo mu poszło, jak tylko spił Hagrida. Mam nadzieję, że Dumbledore nam uwierzy. Może nam też pomóc Firenzo – podniosłam brew do góry, a Harry widząc moją zdziwioną minę odpowiedział mi – ten centaur. Pomoże nam jeśli tylko Zakała go nie powstrzyma. Gdzie jest gabinet Dumbledore’a?
Zaczęliśmy się rozglądać dookoła jak jacyś idioci, z myślą, że może będzie jakaś wskazówka, gdzie Dumbledore ma swój gabinet, albo coś w ten deseń.
- Trzeba po prostu… – zaczął Harry, ale urwał, bo z wielkiej sali rozległ się kobiecy głos.
- Co wy tu robicie?
Była to profesor McGonagall. Trzymała w rękach wielką stertę książek, a jej wyraz twarzy mówił, że jest zdziwiona.
- Chcemy się zobaczyć z profesorem Dumbledore’em – powiedziała prosto z mostu Hermiona.
- Zobaczyć się z profesorem Dumbledore’em? – powtórzyła McGonagall, jakby uznała to za dość dziwny pomysł. – A po co to?
- To tajemnica – wypalił bezsensownie Harry. Nie był to najlepszy pomysł, bo nozdrza profesor McGonagall zadrżały niebezpiecznie, tak samo jak u Norberta kiedy się złościł. Czułam, że zaraz zionie ogniem.
- Profesor Dumbledore opuścił szkołę dziesięć minut temu – oznajmiła chłodnym tonem. – Otrzymał pilną sowę z Ministerstwa Magii i natychmiast poleciał do Londynu.
- Nie ma go? – prawie krzyknął Harry. – Już go nie ma?
- Profesor Dumbledore to bardzo znana osobistość i jego czas jest bardzo drogi.
- Profesor McGonagall, ale to naprawdę bardzo ważne – rzekłam. – Nie chcę oczywiście być bardzo nachalna, ale niech pani uwierzy, że to jest jedna z ważniejszych rzeczy, jaka się działa w Hogwarcie.
- Czy mam rozumień, Kelly, że to coś, co chcecie mu powiedzieć, jest ważniejsze od Ministerstwa Magii?
- Pani profesor – powiedział Harry, nie myśląc, co może się stać jak to powie – to naprawdę bardzo ważne… Chodzi o Kamień Filozoficzny.
Profesor McGonagall spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. Książki wypadły z jej rąk i poleciały z hukiem na podłogę. Sama McGonagall wyglądała jakby miała się rozpłakać, oraz była zdezorientowana.
- Skąd wiesz o… – wycedziła przez wąską szparkę, między jej zębami, ponieważ miała je prawie całe zaciśnięte.
- Pani profesor… myślę… nie, ja wiem, że Sn… że ktoś chce wykraść Kamień. Muszę porozmawiać z profesorem Dumbledore’em.
Wpatrywała się w Harry’ego podejrzliwym wzrokiem. Nie była pewna, skąd my to wiemy, oraz czy my tylko nie blefujemy.
- Profesor Dumbledore wraca jutro – powiedziała po paru minutach ciszy. – Nie wiem, w jaki sposób dowiedziałeś się o Kamieniu, ale możesz być pewny, że nikt nie może go wykraść, jest zbyt dobrze strzeżony.
- Ale, pani profesor…
- Potter, ja naprawdę wiem, o czym mówię – przerwała Harry’emu, schyliła się i zebrała swoje książki. – Na waszym miejscu poszłabym do parku i cieszyła się z pięknej pogody.
Lecz nasz plan się nadal nie zmienił.
- To będzie dziś w nocy – powiedział Harry, kiedy McGonagall nie miała już szansy nas usłyszeć. – Snape dzisiaj w nocy przejdzie przez klapę w podłodze. Wie już wszystko, co chciał wiedzieć, a teraz pozbył się Dumbledore’a. To on wysłał tę sowę. Założę się, że w Ministerstwie Magii bardzo się zdziwią, kiedy zobaczą Dumbledore’a.
- Ale co możemy… – Hermiona urwała. We trójkę odwróciliśmy się widząc jej przerażone spojrzenie.
Stał tam Snape.
- Dzień dobry – powiedział uprzejmym tonem. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że Snape, ten Snape, może mówić takim miłym tonem. – W taki piękny dzień nie powinniście tutaj siedzieć – dodał z dziwnym uśmieszkiem, który już raz widziałam; kiedy przesłuchiwał mnie i Freda, co zrobiliśmy Malfoyowi.
- My właśnie… – zaczął Harry, ale nie wiedział co dalej ma powiedzieć; widziałam to po wyrazie jego twarzy.
- Powinniście być trochę ostrożniejsi – rzekł Snape. – Ktoś może pomyśleć, że znowu coś knujecie. A Gryffindor stracił już chyba przez was dość punktów, prawda?
Widać było, że Harry się trochę zawstydził, bo spłonął rumieńcem. Odwróciliśmy się aby wyjść na zewnątrz, ale Snape musiał coś jeszcze powiedzieć…
- Ostrzegam cię, Potter – zawołał za nami – jeszcze jedna nocna eskapada, a osobiście dopilnuję, żeby cię wyrzucono ze szkoły. Życzę miłego dnia.
Kiedy szliśmy schodami, Harry musiał się wygadać.
- Posłuchajcie, co musimy zrobić – wyszeptał. – Jedno z nas musi pilnować Snape’a… poczekać przy pokoju nauczycielskim i śledzić go, kiedy wyjdzie. Hermiono, ty będziesz najlepsza.
- Dlaczego ja? Laura nie będzie lepsza?
- To jasne – powiedział Ron. – Możesz udać, że czekasz na profesora Flitwicka. Och, panie profesorze – zaczął przemawiać piskliwym głosem, zaśmiałam się – tak się denerwuję, chyba się pomyliłam w pytaniu czternastym B..
- Zamknij się – odpowiedziała Hermiona na zaczepkę Rona. Zgodziła się na jego plan.
- A ja, to co? – zapytałam.
- Spróbuj zająć czymś McGonagall. Znając nasze szczęście, to teraz będzie się częściej przechadzać koło tego korytarza, aby sprawdzić, czy nas tam nie ma…
Zaczęłam chodzić i szukać McGonagall po zamku, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Dopiero zauważyłam ją w momencie, kiedy skręcała w miejsce, gdzie stali Harry i Ron. Starałam się ją jakoś powstrzymać, ale mi się nie udało…
- Pani profesor, ale…
- Kelly, porozmawiamy o tym później, przyjdź do mojego…
Spojrzała na Harry’ego i Rona, którzy stali koło drzwi, które prowadziły na zakazane trzecie piętro. Jej mina mówiła jedno – jest wściekła. Zaczęłam podążać za nią szybkim krokiem i starałam się jej coś wytłumaczyć, ale ona nie dopuszczała mnie do słowa.
-  Co, może wam się wydaje, że trudniej was minąć niż pokonać kilka potężnych zaklęć? – ryknęła. – Mam już dość tych bzdur! Jeśli się dowiem, że któreś z was znalazło się w pobliżu tych drzwi, Gryffindor straci kolejne pięćdziesiąt punktów! Tak, Weasley, ukarzę cały dom, choć jestem jego opiekunem!
W milczeniu udaliśmy się do pokoju wspólnego.
- No, przynajmniej Hermiona pilnuje Snape’a – powiedział Harry, gdy nagle dziura w portrecie się otworzyła i wyskoczyła z niej załamana Hermiona.
- Przykro mi, Harry! – jęknęła ze smutkiem. – Snape wyszedł i zapytał mnie, co tam robię, więc powiedziałam, że czekam na Flitwicka, a Snape poszedł, żeby go wywołać i… Flitwick wyszedł, a Snape sobie poszedł… i nie wiem, gdzie teraz jest.
- No tak, więc pozostało tylko jedno – szepnął Harry. Cały pobladł, a jego oczy błyszczały. – Dzisiaj w nocy spróbuję dostać się do Kamienia przed Snape’em.
- Zwariowałeś – krzyknął Ron.
- Nie możesz tego zrobić – zaperzyła się Hermiona.
- Ja tam uważam to za dość sensowne – dodałam. Hermiona i Ron spojrzeli na mnie oczami, które zaraz wylecą chyba z ich oczodołów. – Ale oczywiście nie sam…
- Harry, po tym co usłyszeliśmy od McGonagall i Snape’a? Wyrzucą cię!
- NO TO CO? – krzyknął ze złością Harry. – Nie rozumiecie? Jeśli Snape dorwie się do Kamienia, Voldemort wróci! Nie wiecie, co było, kiedy już raz próbował przejąć tu władzę? Jeśli teraz tego dokona, w ogóle nie będzie już żadnej szkoły, z której będą mogli kogokolwiek wyrzucić! Zamieni ją w kupę gruzów albo zrobi tu szkołę czarnej magii! Utracenie jakichś punktów w ogóle przestało mieć znaczenie, nie rozumiecie tego? Co, może myślicie, że jak Gryffindor zdobędzie puchar, to Voldemort zostawi was i wasze rodziny w spokoju? Jeśli mnie złapią, zanim dostanę się do Kamienia, to trudno, wrócę do Dursleyów i będę czekał, aż Voldemort tam mnie dopadnie, po prostu umrę trochę później, bo nigdy, przenigdy nie stanę po stronie czarnej magii! Tej nocy wejdę tam i żadne z was mnie nie powstrzyma! Voldemort zabił moich rodziców, zapomnieliście o tym?
- Masz rację, Harry – powiedziała cicho Hermiona.
- Użyję peleryny-niewidki – dodał Harry. – Całe szczęście, że ją odzyskałem.
- Chyba zmieścimy się pod nią we troje? – zapytał Ron.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale ja to nie idę, tak?
- Laura ty możesz się skradać jako wilk. Jakbyś kogoś zauważyła to zdążysz szybko uciec, albo schować się za jakiś gobelin.
- Mhm…
Harry zrobił bardzo zdziwioną minę. Wyglądał jakby nie wiedział co ma na to wszystko odpowiedzieć.
- Harry, ty myślałeś, że my cię samemu tak puścimy, prosto w paszczę lwa? – zapytałam, z niedowierzaniem.
- W sensie… Nie musicie nigdzie iść. Poza tym jeśli nas nakryją, to was też wyrzucą.
- Mnie i Laury nie – szepnęła Hermiona. O co jej chodzi? – Flitwick powiedział mi w tajemnicy, że u niego dostałam sto dwadzieścia punktów, czyli maksimum. Natomiast Laura sto dwadzieścia pięć punktów za to, że stworzyła własne zaklęcie. Po czymś takim nie mogą nas wyrzucić ze szkoły, a w szczególności Laury…
Zarumieniłam się. Jak to możliwe, że mam ponad sto procent z zaklęć… że jestem lepsza od Hermiony…

Po kolacji siedzieliśmy w pokoju wspólnym, czekając aż nastanie noc. Razem z Hermioną przeszukiwałyśmy podręczniki w poszukiwaniu zaklęć, które mogą się nam przydać, oraz które mogły zostać użyte do obrony Kamienia. Harry i Ron za wiele nie mówili; pewnie się zbytnio denerwowali.
W pokoju nie było już nikogo. Ostatni wyszedł z niego Lee Jordan. Harry pobiegł na górę, po pelerynę-niewidkę. Wrócił niosąc płaszcz, oraz flet. Dobrze, że to zrobił, jakoś niezbyt by Puszek zasnął, kiedy byśmy śpiewali mu jakieś kołysanki.
- Lepiej okryjmy się peleryną już tutaj. Upewnimy  się, że zakryje całą naszą trójkę… bo jeśli Filch zobaczy jedną z naszych stóp wędrującą sobie po korytarzu… Pamiętaj Laura, abyś się zbytnio nie wychylała.
- Co robicie? – rozległ się głos z ciemnego kąta pokoju. Zadrżałam.
Na fotelu, który skierowany był w stronę portretu Grubej Damy, siedział Neville, ściskając swoją ropuchę w dłoni, która wyglądała, jakby ponownie zatęskniła za wolnością.
- Nic, Neville, nic – odpowiedział Harry, chowając pelerynę za plecami.
- Znowu gdzieś wychodzicie.
- Coś ty? – Hermiona udała zdziwienie. Zbytnio zapiszczała, więc nie było to zbytnio naturalne. – Nigdzie nie idziemy. Dlaczego nie kładziesz się do łóżka, Neville?
- Nie wolno wam nigdzie iść – oświadczył Neville. Przyjął pozycję bojową. – Znowu was złapią. Gryffindor znowu przez was ucierpi.
- Ty nic nie rozumiesz Neville – rzekł Harry. – To bardzo ważne.
- Nie pozwolę wam! – krzyknął i stanął przed portretem Grubej Damy. – Nie przejdziecie! Ja… Będę się bił!
- Neville! – ryknął Ron. – Odejdź od dziury i nie bądź kretynem…
- Nie nazywaj mnie kretynem! – wrzasnął Neville. – Nie złamiecie już żadnego punktu regulaminu! A ty sam mi mówiłeś, żebym się nikomu nie poddawał!
- Tak, ale nie mówiłem, nas. Neville, nie wiesz, co robisz.
Ron zrobił krok na przód. Neville zareagował na to tym, że wypuścił Teodorę z rąk, która od razu uciekła do jakiegoś ciemnego kąta pokoju.
- Nie wiem? No to chodź, spróbuj! Jestem gotowy!
Miałam już interweniować, ale usłyszałam jak Harry szepnął coś do Hermiony. Miała już coś powiedzieć, ale ją wyprzedziłam.
- Neville, nie rób tego – szepnęłam.
- Gryffindor nie straci już przez was punktów!
- Neville, ciii… Uspokój się. Dobrze?
- Nie! Będę walczyć!
- Przepraszam – szepnęłam.
Wyjęłam różdżkę z kieszeni i (sama nie wiem jak to możliwe) w tym samym czasie co Hermiona podniosłam ją i rzuciłyśmy to samo zaklęcie na Neville’a.
- Petrificus Totalus!
Ręce Neville’a przylgnęły do boków. Nogi złączyły się razem. Całe jego ciało zesztywniało. Zachwiał się i upadł na twarz, na podłogę. Był cały sztywny.
Podbiegłam szybko do niego razem z Hermioną i przewróciłyśmy go na plecy. Miał zaciśnięte szczęki, więc nie mógł mówić. Tylko oczy się ruszały, spoglądając na nas z przerażeniem, oraz z prośbą, abyśmy go odczarowali.
- Co mu zrobiłyście? – szepnął Harry.
- Pełne porażenie ciała – odpowiedziała Hermiona.
- Przepraszam Neville. Naprawdę, wybacz mi – powiedziałam i wstałam.
- Musieliśmy to zrobić, nie ma czasu na wyjaśnienia – dodał Harry.
- Zrozumiesz to później, Neville – rzekł Ron, kiedy przeszliśmy nad nieruchomym ciałem naszego kolegi.
Zaraz za portretem Grubej Damy zamieniłam się w wilka, a przyjaciele założyli na siebie pelerynę-niewidkę.
Mam teraz poczucie winy, że zostawiliśmy tam Neville’a. Samego… Pewnie biedaczek się teraz strasznie boi..
Podążałam bardzo cicho za przyjaciółmi, nie chciałam się wychylać. Czasami to ja szłam przodem, a czasem oni. Wydawało mi się, że za każdym zakrętem może czekać na nas Filch.
Kiedy stanęliśmy u stóp schodów, zobaczyłam Panią Norris, czającą się w pobliżu. Miałam problem; jak ją skutecznie wyminąć.
- Och, kopnijmy ją raz, ale zdrowo – szepnął Ron.
Harry nie zgodził się na ten pomysł. Zamieniłam się w człowieka i wyjęłam różdżkę z kieszeni. Wślizgnęłam się szybko pod pelerynę i wyczarowałam Anima. Kotka pobiegła za niebieską zebrą, która podążyła w zupełnie inną stronę niż my zmierzaliśmy. Zamieniłam się znowu w wilka.
Nie spotkaliśmy nikogo aż do schodów, które prowadziły na trzecie piętro. W połowie ów schodów Irytek obluzowywał chodnik, tak, żeby ktoś się wywrócił. Wślizgnęłam się pod pelerynę, ale Irytek chyba coś widział…
- Kto tam? – zapytał. Wiem, że tu jesteś, chociaż cię nie widzę. Kim jesteś, ghulem, widmem czy jakimś głupim kotem z pierwszego roku?
Unosił się nad nami wyraźnie szukając.
- Irytku – odezwał się Harry ochrypłym szeptem… co on wyprawia? – tak się składa, że Krwawy Baron ma swoje powody, aby być niewidzialnym/
- Och, najmocniej przepraszam, wielmożny panie Baronie – powiedział milutki jak baranek. – To mój błąd, moja pomyłka… nie widziałem pana… no tak, bo jest pan niewidzialny… racz wybaczyć staremu Irytkowi ten głupi żart…
- Mam tu sprawę do załatwienia – zachrypiał Harry. – Tej nocy trzymaj się od tego miejsca z dala.
- Ależ oczywiście wasza wielmożność – odrzekł Irytek, który już zmierzał ku dołu schodów. – Jestem pewny, że wszystko pójdzie po myśli szanownego pana Barona. Nie będę przeszkadzał.
- Wspaniale Harry – szepnął Ron, kiedy Irytek już nie miał szans nas usłyszeć,
Po paru chwilach staliśmy już przed drzwiami… drzwiami, które wiodły na trzecie piętro. Były otwarte.
- No i stało się – wyszeptał Harry. – Snape przeszedł już koło Puszka. – Jeśli chcecie wracać nie będę miał do was pretensji. Możecie wziąć pelerynę, nie będzie mi już potrzebna.
- Nie bądź głupi – powiedział Ron.
- Idziemy – oświadczyła Hermiona.
- Nie opuścimy cię – dodałam…
Harry pchnął uchylone drzwi. Zaskrzypiały okropnie, a potem rozległo się dudniące warczenie. Trzy pary oczu spoglądało na nas ze wściekłością. Harry zaczął wyjmować coś z tylniej kieszeni swoich spodni.
- Co tam leży przy jego łapach? – zapytała szeptem Hermiona.
- Wygląda jak harfa – odpowiedział Ron. – Pewno Snape ją zostawił.
- Bestia musiała się obudzić, gdy tylko przestał grać – rzekł Harry. – No, to spróbujmy.
Przyłożył flet do ust i dmuchnął. Wydobył się z niego dziwny pisk. Od razu złapałam za flet i wyrwałam go Harry’emu.
- Źle to robisz! Daj, ja to zrobię, bo cały zamek zbudzisz.
Przyłożyłam flet Harry’ego do ust i zaczęłam dmuchać. Sama nie wiem dlaczego, ale zagrałam melodię przypominającą Wlazł kotek na płotek. Już po paru pierwszych dźwiękach trójgłowy pies przymknął trzy pary oczu.
Grałam tak przez dłuższy czas. Pies osunął się na przednie łapy i zasnął. Wyglądał teraz tak niewinnie…
- Nie przestawaj grać – upomniał mnie Ron.
Podeszliśmy do trójgłowego psa. Oddychał gorącym, cuchnącym oddechem, który przyprawiał o mdłości.
- Chyba uda nam się podnieść tę klapę, co? – szepnął Ron. – Chcesz iść pierwsza, Hermiono?
- Nie, nie chcę!
- No dobra.
Ron zacisnął zęby i ostrożnie przeszedł nad łapą psa. Pochylił się i pociągnął za kółko w klapie, a ta natychmiast się otworzyła i strasznie zaskrzypiała. Na szczęście pies spał snem głębokim, więc tylko pociągnął nosem i nadal leżał.
- Co tam widzisz? – zapytała nerwowo Hermiona. Przez to, że gram to prawie nic nie słyszę co oni mówią.
- Nic… tu jest ciemno… nie ma jak zejść, trzeba tam wskoczyć.
- Ja wejdę pierwszy – szepnął Harry.
- Chcesz wejść pierwszy? Jesteś pewny? – zapytał Ron. – Nie wiem, jak tam jest głęboko.
Harry podszedł do dziury, ja sama byłam nadal w dość dalekiej odległości; znając moje szczęście to bym upuściła flet do dziury…
Opuścił się w dół i teraz wisiał na samych palcach. Nie wygląda to najlepiej.
- Jeśli coś mi się stanie, nie właźcie za mną. Idźcie prosto do sowiarni i wyślijcie sowę do Dumbledore’a, dobrze?
- Jasne – odpowiedział Ron.
- Mam nadzieję, że za chwilę się zobaczymy…
Puścił się… Przeszłam przez łapy psa, aby spojrzeć w dół. Nie wyglądało to najlepiej. Już miałam szturchnąć Rona, aby się zapytał czy wszystko w porządku, ale usłyszałam głos, wydobywający się z ów ciemnej dziury.
- W porządku! Miękkie lądowanie, możecie skakać!

Ron się chwilę zawahał, po czym skoczył. Hermiona chwilę odczekała i również wskoczyła. Pozostało to tylko mi. Podeszłam do klapy, usiadłam tak, że nogi mi zwisały… Flet mi wypadł, więc psy zaczęły się budzić. Szybko ześlizgnęłam się w dół unikając jednej z trzech głów… Lecę w dół…


Wiem, że powinnam wstawić ten rozdział wczoraj, ale nie miałam jak. Cały dzień nie było mnie w domu, a kiedy już wróciłam, to mama nie pozwoliła mi włączyć laptopa :/
Poza tym, to już jesteśmy przy końcu pierwszego roku! Jak ten czas szybko leci... Aktualnie piszę przed ostatni rozdział, więc będzie ich równo 30 :)
~Laura

piątek, 25 września 2015

Rozdział XXV

Rok 1
Rozdział 25
Egzaminy

Następnego ranka obudziłam się szczęśliwa, ale lekko zestresowana; jutro egzaminy. Oczywiście Hermiona była już na nogach, z nosem w książkach. Co chwilę szeptała jakieś formuły, albo bezcelowo (tak to wyglądało) machała różdżką. Wyglądała jakby popadła w jakąś manię. Zresztą tak się chyba stało…
Sięgnęłam po podręcznik od eliksirów, aby przypomnieć sobie jak waży się wywar z czyraków, eliksir z pąków trzmielotrzewia (którego zapachu wręcz nie znoszę), napar na odrastanie włosów z orchidei, oraz eliksir ksenoninowy. Lubiłam eliksiry, ale na darmo brałam podręcznik; wszystko pamiętałam.
Do godziny trzynastej powtarzałam sobie zaklęcia, oraz historię magii. Nie było tak źle, umiałam prawie cały materiał, ale i tak się trochę obawiałam.
Wieczorem, po długim, odświeżającym spacerze z Harrym i Ronem (Hermiona wolała zostać w pokoju wspólnym i się uczyć) wróciliśmy, aby przewertować po raz setny podręcznik od astronomii. Nasze plany zepsuła impreza, którą bliźniacy urządzili trochę wcześniej, niż miała się zacząć (półtorej godziny za wcześnie). Hermiony nie było, pewnie siedzi w dormitorium, do którego szybko poszłam, aby się w coś przebrać. Nie jest to jeszcze impreza końcoworoczna (którą mamy zamiar urządzić), ale i tak na pewno będzie z podobnym rozmachem.
Tak jak się tego spodziewałam, Hermiona siedziała z nosem w książce i z nausznikami na uszach. Była bardzo zła, że urządziliśmy taką imprezę, ale cóż… chcemy trochę odpocząć przed egzaminami.
Razem z Alex szukałyśmy odpowiednich sukienek. Niestety, ale w mojej turkusowej sukience zepsuł się zamek, więc w domu mama będzie musiała mi go naprawić. Zanim wróciłam do szukania sukienki idealnej, spojrzałam na album ze zdjęciami, który miał już zapchanych około trzydzieści stron zdjęciami. Otworzyłam go.

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział XXIV

Rok 1
Rozdział 24
Minus dziesięć punktów dla Slytherinu

#TakaDobraRysowniczkaJa
Parę dni temu zrobiłam wywar na przedłużenie włosów. Moje włosy teraz sięgają mi prawie do bioder.
Hermiona ciągle rozpaczała, że już za niedługo ten czas. Ja natomiast starałam się wyluzować i nie myśleć ani o egzaminach, ani o Kamieniu. Uczyłam się trochę, powtarzałam materiał (głównie z historii magii, ale to nie jest jakaś nowość dla was), oraz starałam jak najwięcej zapamiętać. Chciałam również się zrelaksować, aby nie być jakoś super spięta na nich, więc również się trochę bawiłam. Fred i George planują zrobić jutro imprezę (jutro niedziela), ponieważ egzaminy dla wszystkich klas (oprócz piątej i siódmej; mają SUMy i OWUTEMy) zaczynają się w poniedziałek.
Natomiast dzisiaj razem z Fredem, Georgem, Seamusem i Deanem robiliśmy sobie wyścigi w wodzie. Ubrana byłam w mój ulubiony pomarańczowy stanik sportowy, oraz czarne krótkie spodenki, ponieważ nie miałam kostiumu kąpielowego. We włosy miałam wplątaną różową kokardę (wiem, genialne dopasowanie kolorystyczne, ale cóż, ikoną mody na pewno nie jestem).
- NA MIEJSCA! – krzyknął George.
- GOTOWI! – tym razem Fred.
- I… START! – wrzasnęli oboje.

sobota, 19 września 2015

1000 wyświetleń!!!

Przed wczoraj wybilo 1000 wyświetleń, więc powinnam opublikować nowy rozdial, ale nie miałam jak... Komputer znów ze mną nie współpracuje i nie chce włączyć Chrome'a :/ Natomiast wczoraj miałam udostepnic fakty o mnie, ale oczywiscie nie miałam Internetu...

Chcialabyćm wam bardzo podziękować za 1000 wyświetleń, jesteście wspaniali! <3 Z tej okazji przygotowałam garść faktow o mnie :)
Od 31 i w górę macie falty, które mogliście wyłapać w opowiadaniu, oraz w notkach ode mnie :D

1. Mam 13 lat.
2. Chodzę do 1 klasy gimbazy :D
3. Moim ulubionym przedmiotem w szkole jest matematyka.
4. Mam 161 cm wzrostu.
5.  Opowiadaniu mam kota, który wabi się Piernik. Tak samo nazywa się mój kot w rzeczywistości.
6. Jestem Forever alone xD
7. Gram na pianinie...
8. ...I gitarze...
9. ...I trochę śpiewam.
10. Uwielbiam żelki :3
11. Czekolada też jest niczego sobie...
12. ...A w szczególności biała ^^
13. Moją ulubioną herbatą jest cytrynowa z liptona.
14. Mam obsesję na punkcie poprawnej polszczyzny... Jeśli ktoś mówi "wziąść", "na tablicy pisze", "wyciąg mi to z lodówki", to aż mnie coś bierze >.<
15. Mam obsesję na punkcie emotikonek :D xD ^^
16. Mam w klasie 24 osoby...
17. ...W tym łącznie że mną 9 dziewczyn.
18. Moją najlepszą przyjaciółką jest Oligator.
19. Ubóstwiam zakopiańskie kapcie ^.^
20. W szóstej klasie miałam świadectwo z paskiem...
21. ...Tak samo jak i w piątej...
22. ...I w czwartej tak samo.
23. Test szóstoklasisty poszedł mi następująco:
- Matma: 100%
- Polski 95% (1 błąd)
- Angielski 98% (1 błąd)
24. Oprócz HP uwielbiam Niezgodną, Igrzyska Śmierci, Więzień Labiryntu oraz Gwiazd Naszych Wina ^^
25. Mam jeszcze psa, wabi się Pola.
26. Uwielbiam rosół z kury ^^
27. Lubię grać w gry...
28. ...Simsy...
29. ...I Don't Starve.
30. Moimi 2 ulubionymi kolorami są niebieski i fioletowy.
31. We wczesnym dzieciństwie chciałam być ruda...
32. ...Co mi pozostało do teraz.
33. Jestem szatynka.
34. Mam duże, brązowe oczy.
35. Mój charakter jest podobny do wilka...
36. ...Jednak jestem baaardzo zmienna.
37. Mam duży nos...
38. ...Za duży!!!
39. Moim ulubionym przedmiotem w Hogwarcie jest Transmutacja.
40. Nie ogarniam sportów (nawiązanie do quidditcha)
41. Moje ulubione zaklęcie to Avis (o tym dowiecie się dopiero na drugim roku mojej nauki w Hohwarcie, ale ciii :P)
42. Nienawidzę jak ktoś mnie nazywa per księżniczka >.<
43. Uwielbiam gady *,* (nawiązanie do Norberta).
44. Myślę poza schematem (nawiązanie do rozdziału, który otrzymacie za parę tugodni xD)
45. Trudno przeżywam zdrady... Głównie w przyjaźni, bo jak już wspomniałam -jestem Forever alone xD
46. Jestem zapominalska...
47. ...Baardzo zapominalska...
48. ...Tak zapominalska, że zapomniałam wstawić najwazniejszego faktu o mnie...
49. ...Faktu, który już znacie...
50. ...Mianowicie, mam na imię Laura! XD


poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział XXIII

Rok 1
Rozdział 23
Zakazany Las

Następnego ranka wyspana poszłam razem z przyjaciółmi na śniadanie. Właśnie jadłam owsiankę, kiedy ni stąd ni zowąd pojawił się jakiś Puchon z czterema kartkami. Wręczył je mnie, Hermionie, Harry’emu i Neville’owi. Na każdej był ten sam tekst:

Twój areszt rozpocznie się dzisiaj, o jedenastej wieczorem. Proszę czekać na pana Filcha w Sali wejściowej.
Profesor M. McGonnagal

Zupełnie zapomniałam już o areszcie. Myślałam tylko nad tym jak mogę odzyskać ów dwadzieścia punktów, które zostało mi do odpłacania. Byłam pewna, że Hermiona zaraz zacznie biadolić o tym, że nie będziemy mogli się uczyć w nocy (co robiliśmy od około tygodnia), ale nie zrobiła tego. Chyba również uważała, że zasługujemy na tą karę… Według mnie nie zasługiwaliśmy na tą karę, ponieważ chcieliśmy pomóc Hagridowi… Niestety nikt o ty nie wiedział.
Po lekcjach chciałam odpocząć od tego całego zamętu i usiąść na chwilę w pokoju wspólnym, aby trochę odpocząć… Nie był to najlepszy pomysł.

piątek, 11 września 2015

Rozdział XXII

Rok 1
Rozdział 22
Animanebul

Gorzej już chyba być nie mogło.
Filch prowadził nas na dół, do gabinetu profesor McGonagall. Weszliśmy do środka, usiedliśmy i czekaliśmy. Nawet za bardzo nie chciałam się rozglądać po pokoju, wymyślałam co powiemy McGonagall jak nas spyta, co tam robiliśmy… Pewnie uwierzy Malfoyowi, że mieliśmy smoka… Hermiona cała dygotała, a Harry wpatrywał się skupiony w podłogę. Nie był to najprzyjemniejszy widok, ponieważ wystraszona Hermiona, to nie jest dobry znak. To znak, że nic nie może wymyślić…
Dlaczego byliśmy tacy głupi i zostawiliśmy tą durną pelerynę na górze?! Trudno sobie wyobrazić powód, dla którego profesor McGonagall mogłaby wybaczyć nam wałęsanie się w środku nocy, a tym bardziej, wspinanie się na wieżę astronomiczną, na którą wstęp był tylko dozwolony pod opieką nauczyciela… Jeżeli dowie się jeszcze o Norbercie i o pelerynie-niewidce, to już możemy pakować nasze kufry…
Byłam pewna, że nie może być gorzej… Tia. Nie może być gorzej, mówili, nic się nie stanie, mówili… Profesor McGonagall prowadziła za rękaw szaty Neville’a. Weszła z nim do gabinetu.
- Harry! – krzyknął Neville, kiedy tylko jego wzrok spoczął na kanapie, na której siedzieliśmy. – Chciałem was odnaleźć i ostrze, słyszałem, jak Malfoy mówił, że zamierza was nakryć, i mówił, że masz smo…
Harry potrząsnął gwałtownie głową, co nie było najlepszym rozwiązaniem. Profesor McGonagall zobaczyło to, wyglądała jakby sama miała za chwilę zionąć ogniem.
- Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że którekolwiek z was mogło zrobić coś takiego. Pan Filch twierdzi, że byliście na szczycie wieży astronomicznej. Jest pierwsza w nocy. Czekam na wyjaśnienia.
Tak jak się spodziewałam, Hermiona nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Chciałam coś wymyślić na poczekaniu, ale nic nie przychodziło mi do głowy…
- Myślę, że wiem, o co w tym wszystkim chodzi – powiedziała McGonagall ze złością. – Nie trzeba być geniuszem, żeby sobie to wyobrazić. Naopowiadaliście Malfoyowi bajeczek o smoku, żeby go wyciągnąć z łóżka i wpakować w kłopoty. Już go złapałam. I na pewno uważacie za bardzo dobru dowcip, że Longbottom usłyszał te bzdury i też w nie uwierzył, co?
Musiałam coś szybko na poczekaniu wymyślić, ale nic mi odpowiedniego do głowy nie przychodziło. Spojrzałam na Neville’a przepraszającym wzrokiem… Wtedy zapaliła się żaróweczka w mojej głowie…
- Pani profesor… Chciałam pani coś wyjaśnić.
- Słucham, panno Kelly – powiedziała oschłym głosem.
- To nie do końca jest prawda… Z tym smokiem, to razem z Harrym i Hermioną mówiliśmy o konstelacji gwiazd. Podobno dzisiaj bardzo dobrze go widać i… chcieliśmy go zobaczyć. Wiemy, że w środę mamy lekcję astronomii, ale wtedy już nie będzie tak widoczny – wszystko to wymyślam na bieżąco, mam nadzieję, że ton mojego głosu jest dobry. – Chciałam bardzo panią przeprosić, za to, że ma pani teraz tyle trudu… Malfoy podsłuchał naszą rozmowę i… widzi pani co z tego wynikło… My mieliśmy tam tylko wpaść na parę minut, aby zerknąć, a następnie wrócić…
- Rozumiem wszystko panno Kelly, ale gdzie są wasze teleskopy w takim razie?
- Zapomnieliśmy o nich… Są gdzieś na górze – powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy. McGonagall spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił mi, że nie do końca wierzy mi w tą historię…
- Nic nie daje wam prawa chodzenia po szkole w nocy, zwłaszcza w tych dniach, kiedy jest to szczególnie niebezpieczne. A Gryffindor traci przez was pięćdziesiąt punktów!
- Pięć… Pięćdziesiąt punktów? – jęknął Harry.
- Pięćdziesiąt punktów od osoby, panie Potter!
- Ale pani profesor… błagam…
- Pani nie może
- Nie waż się mi mówić, co mogę, a czego nie mogę, Potter. Jak już mówiłam cieszcie się, że tylko tyle, mogło to być o wiele więcej! Marsz do łóżek! W tej chwili!
Dwieście punktów… Gryffindor spadł na ostatnie miejsce w tabeli domów. W ciągu jednej, głupiej nocy bezpowrotnie zaprzepaściliśmy szansę zdobycia pucharu. Chciało mnie się płakać, krzyczeć ze złości, wyżyć się na czymś, uderzyć w coś, zniszczyć coś… W środku siebie czułam mieszaninę żalu, smutku, złości, a jednocześnie sama nie wiem jak to możliwe, ale szczęścia… Natomiast na zewnątrz byłam tą samą dziewczyną, która przyjechała do Hogwartu, myśląc, ze nigdy nie zazna uczucia prawdziwej przyjaźni… myśląc, że ta szkoła jest sprawiedliwa (profesor Snape), oraz myśląc, że tutaj nikt nie będzie, nikogo wyzywał… Myliłam, się, ale trudno.
Po drodze do dormitorium wywróciłam się dwa razy, nie patrząc pod nogi. Neville pomagał mi wstać, dobrze, że nie był na nas za to zły.
- Przepraszam Neville – szepnęłam. – Nie chcieliśmy, aby to tak się skończyło.
- Nic się nie stało – powiedział, po czym usłyszałam, jak zaczął cicho popłakiwać.
Musiałam coś zrobić. Nie spałam całą noc, aby wymyślić jak mogę odzyskać chociaż część ze straconych punktów. Siedziałam w pokoju wspólnym z książkami, oświetlałam to wszystko swoją różdżką, która świeciła niewielkim światełkiem, które pozwalało mi na przeczytanie tych drobnych literek w książce. Studiowałam właśnie historię magii, kiedy nagle mnie olśniło!
Stworzę własne zaklęcie! Celem będzie uzyskanie tych zwierząt z mgły… Teraz tylko trzeba znaleźć odpowiednie formuły, oraz co oznacza to po łacinie. Przeszukam książki, aby sprawdzić jak się tworzy własne zaklęcia…
Z książek dowiedziałam się, że trzeba albo wypełnić cztery etapy (każdy jest opisany szczegółowo, co trzeba zrobić), albo to samo przyjdzie i trzeba do tego dołożyć jakieś zaklęcie. Niby samo to przyszło, ale nie wiedziałam jak przypisać zaklęcie. Więc, czekają mnie cztery etapy…
Jest już piąta rano, a ja nadal tworzę. Już prawie skończyłam... pierwszy etap... I… Gotowe! Na lekcjach będę starała się stworzyć resztę etapów. Już mam nawet przydzielone do tego zaklęcie: Animanebul. Jest to połączenie dwóch słów z łaciny: animalia i nebule. Oznaczają one mniej więcej: zwierzęta z mgły. Zmęczona tym wszystkim poszłam szybko na górę się odświeżyć i przebrać…
- Laura, jak ty wyglądasz? – powiedziała Alex, kiedy jadłyśmy śniadanie. – Nie spałaś całą noc, czy jak?
- Mhm… Realizuję pewien projekt… Mam nadzieję, że on wypali…
- Może powinnaś się trochę przespać?
- Nie! Muszę iść na lekcje! Następnie skończyć projekt i może się wtedy dopiero troszkę… zdrzemnę…
- Jak sobie chcesz, ale nie wyglądasz najlepiej.
Kiedy jadłam tosta, usłyszałam narzekania pozostałych Gryfonów. Zobaczyli tabelę z punktami, jakie miał Gryffindor. Byli pewni, że to pomyłka…
Niestety, ale zanim minęły wszystkie lekcje rozeszło się: Słynny Harry Potter, ta dziwna Laura Kelly, oraz dwójka innych pierwszoroczniaków straciła przez jedną noc sto pięćdziesiąt punktów. Wszyscy nas wyzywali, nawet odsunęli się od nas Krukoni i Puchoni, którzy mieli nadzieję, że Slytherin straci w tym roku puchar domów. Tylko parę osób się ode mnie nie odwróciło; Harry, Ron i Hermiona… Zresztą nie mieli jak się odsunąć, przecież sami w tym uczestniczyli. Nawet Alex, Fred i George się ode mnie trochę odsunęli… Po prostu nie odzywali się do mnie, zresztą nie dziwię im się.
Przyjaciele dziwili się, co ja robię cały czas z moją różdżką, oraz dlaczego wywijam nią w najróżniejsze strony, ale nie dopytywali się.
Do końca lekcji przespałam się tylko godzinkę (historia magii), oraz skończyłam drugi etap. Poprosiłam Hermionę, aby napisała za mnie wypracowanie z historii magii, ponieważ mam coś ważnego do zrobienia. Zgodziła się dość zdziwiona, więc mogłam w tym czasie skończyć trzeci i czwarty etap.
Druga rano, zasypiam nad książką, ale muszę skończyć! Jeszcze chwilka, pięć minutek i będę mogła pójść spać, będę mogła odwiedzić ponownie krainę moich szalonych snów. Gotowe… Teraz tylko trzeba je przetestować. Uniosłam różdżkę, dosyć wysoko, zrobiłam nią pewien wywijas, pomyślałam o foce (pierwsze zwierze jakie wpadło mi do głowy na myśl) i szepnęłam: Animanebul!
Z końca różdżki wyleciał maleńki promień niebieskiego światła. Po chwili zamienił się w fokę, która wesoło skakała i cieszyła się z tego, że została wyczarowana. Tym razem mogłam jej dotknąć, nawet ją czułam. Jak wiele zmienia opracowanie zaklęcia. Szybkim ruchem różdżki odwołałam fokę, i popędziłam szybko na górę, aby usnąć zadowolona z czynu jakiego teraz dokonałam… Odzyskam chociaż cześć punktów, jutro mamy Zaklęcia.
- Z czego się tak cieszysz? – zapytała się mnie Hermiona, która cały czas chodziła ze zwieszoną głową.
- Cieszę się z tego, że odzyskam chociaż część straconych przeze mnie punktów.
- W jaki sposób?
- Przekonasz się na zaklęciach…

- Tak, panno Kelly? – powiedział Flitwick, kiedy podniosłam rękę pod koniec zajęć.
- Mogłabym panu coś zademonstrować? Robiłam to dwa dni, nie śpiąc prawie w ogóle, przez co wyglądałam co najmniej jak szyszymora…
- Proszę, panno Kelly.
Machnęłam różdżką, pomyślałam o czymś trudniejszym… o norweskim smoku kolczastym, wymówiłam zaklęcie i… pojawił się. W pięknym odcieniu turkusu. Profesor Flitwick był zdziwiony.
- Panno Kelly… Co to jest?
- Stworzyłam własne zaklęcie… Nie jest jakoś bardzo przydatne, ale może posłużyć się w walce z innymi. Można go poprosić o wszystko… Jest wyczuwalny. Może przybrać każde zwierze, oraz stworzenie jakie tylko zechcemy – odwołałam smoka jednych machnięciem różdżki. Przywołałam kolejne zwierze, tym razem zielonego tygrysa.
- Jak pani się to udało… Na pierwszym roku?
- Tak samo jak to, że stałam się animagiem. Profesor McGonagall również była zdziwiona, ale jak widać udało mnie się.
- Po lekcjach musisz zjawić się w moim gabinecie, wiesz gdzie on jest? – kiwnęłam głową. – Świetnie, świetnie! Będziemy musieli wysłać formularz do Ministerstwa Magii, aby zarejestrowali twoje zaklęcie… Taka młoda, a taka zdolna… Gryffindor otrzymuje trzydzieści punktów, dzięki determinacji i talentowi panny Kelly!
Wszyscy Gryfoni się uśmiechali, i cieszyli, że odzyskałam część punktów. Może nie będziemy znów na szczycie tabeli, ale swoją winę muszę zapłacić… Jeszcze pięćdziesiąt punktów i odzyskam to co straciłam (dwadzieścia za Norberta i trzydzieści za mnie i za Freda… wiecie, to z Malfoyem)…

Siedziałam właśnie z Ronem i Hermioną w bibliotece, uczyliśmy się astronomii (której również nie za bardzo rozumiałam, tak samo jak historii magii), kiedy Harry nagle wbiegł do niej i pobiegł do nas.
- Quirrell… Poddał się, Snape go złamał – wyszeptał. – Powiedział Snape’owi jak pokonać swoje zaklęcie, słyszałem... Później wybiegł z pustej klasy w przekrzywionym turbanie, był blady jak trup!
- Złamał się – szepnęłam.
- Niestety, ale jest jeszcze Puszek – zauważyła Hermiona.
- Może Snape sam, bez pomocy Hagrida, znalazł jakiś sposób na Puszka – powiedział Ron. – Założę się, że jest jakaś książka, w której opisano, jak bezpiecznie przejść obok wielkiego trójgłowego psa. Więc co zrobimy, Harry?
- Pójdziemy do Dumbledore’a – powiedziała szybko Hermiona. – Już dawno powinniśmy to zrobić. Jeśli znowu chcecie działać sami, możecie się pożegnać ze szkołą.
- Przecież nie mamy żadnego dowodu! – żachnął się Harry. – Quirrell jest za bardzo przerażony, żeby nas poprzeć. Snape po prostu oświadczy, że nie ma pojęcia, jak troll dostał się do szkoły, a on sam nigdy nie był nawet w pobliżu trzeciego piętra… Jak myślicie, komu uwierzą, jemu czy nam? Wszyscy wiedzą, że go nie znosimy. Dumbledore pomyśli, że opowiadamy to wszystko, żeby go pognębić. Filch też nam nie pomoże, trzyma stronę Snape’a, a zresztą dla niego im więcej uczniów wyrzucą, tym lepiej. I nie zapominajmy, że nie powinniśmy wiedzieć  o Kamieniu czy o Puszku. Trzeba by zbyt wiele wyjaśniać.
Hermionę to przekonało, ale Rona nie.
- Harry, jeśli znowu zaczniemy węszyć…
- Nie – przerwał mu Harry. – Nie będziemy już nigdzie węszyć.
Razem z przyjaciółmi, po jakiejś godzinie nauki wróciliśmy do pokoju wspólnego Gryffindoru. Jak zwykle wszyscy siedzieli na fotelach, żartowali, śmiali się, ale tak naprawdę oni niczego nie wiedzieli, nie musieli wiedzieć, nie chcieli wiedzieć…

Przez nasze węszenie dowiedzieliśmy się rzeczy, przez które mieliśmy kłopoty, ale możemy uchronić Kamień przed Snapem. Miejmy nadzieję, że uda nam się to wykonać, bo ci wszyscy ludzie o niczym nie wiedzą. Nie wiedzą o tym, że gdzieś w Hogwarcie jest ukryta tak drogocenna rzecz…


Ledwo, bo ledwo, ale udało mi się wstawić nowy rozdział :)
Dość długo mi to zajęło, bo laptop po raz sama nie wiem który, nie chciał ze mną współpracować. Lecz najważniejsze jest to, że udało mi się go wstawić :)
Królowa Lamorożców
PS: nie pytajcie o co chodzi z Królową Lamorożców xD

wtorek, 8 września 2015

Rozdział XXI

Rok 1
Smoczątko

- Ach to... – odrzekł Hagrid, szarpiąc nerwowo swoją brodę. – To jest eee… no…
- Skąd to masz Hagridzie? – zapytał się Ron, kucając przy kominku, aby lepiej ów jajo obejrzeć. – Musiało kosztować majątek.
- Wygrałem – wyznał Hagrid. – Wczoraj wieczorem. Wybrałem się do wioski, żeby wypić parę szklaneczek, no i zagrałem sobie w karty z jakimś nieznajomym. Niech skonam, ale chyba z ulgą się tego pozbył.
- Ale co z nim zrobisz, jak się wylęgnie? – zapytała Hermiona.
- No… trochę już czytałem na ten temat – odrzekł Hagrid, wyciągając grubą księgę spod poduszki. – Wziąłem to z biblioteki… Hodowanie smoków dla przyjemności i dla zysku… Trochę przestarzałe, ale wszystko tu jest. Jajo trzeba trzymać w ogniu, bo matki ogrzewają je oddechem, a kiedy maleństwo się wylęgnie, karmi się je koniakiem zmieszanym z krwią kurczaków. Wiaderko co pół godziny. O, i popatrzcie tutaj… jak rozpoznawać różne jaja… To, co ja mam, to norweski smok kolczasty. Są bardzo rzadkie.
Sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego, czego nie można było powiedzieć o Hermionie. Pierwszy raz widziałam go tak uradowanego. Zresztą sama chciałabym mieć kiedyś smoka, albo inne jakieś fajne magiczne stworzenie.
- Hagridzie – zaczęła – przecież ty mieszkasz w drewnianym domku!
Ale Hagrid już nie słuchał. Nucił coś, uradowany, pod nosem, dorzucając kłód drzew do ognia, który buchał coraz większym ogniem.